Dr Adam Kubacz 

            Miechowicki styczeń 1945 roku i jego następstwa dla ludności

    

  Niewątpliwie największą tragedia mieszkańców miała miejsce w styczniu 1945 roku. Związane to było z okolicznościami towarzyszącymi tzw. „wyzwoleniu” Miechowic przez Armię Czerwoną. Oddziałami wkraczającym były 309 i 1025 pułki 291 Dywizji Piechoty.
W dniach 25- 27 stycznia o Miechowice toczyły się ciężkie walki. Wedle nie potwierdzonych informacji (raczej przesadzonych) na terenie wsi miały znajdować się oddziały Volkssturmu, które ostrzeliwały wkraczających żołnierzy sowieckich. „Wyzwoleniu” towarzyszyły liczne gwałty i mordy dokonane na ludności cywilnej. Doszło do walk, w wyniku których Sowieci stracili 3 czołgi. Nie można jednak tym tłumaczyć zbrodni na bezbronnych cywilach. Wiele z ofiar to dzieci i starcy. Kilku bądź kilkunastu zamordowanych to robotnicy przymusowi zatrudnieni w pobliskiej kopalni.
Łączna liczba zabitych wyniosła około 380 osób. Zbrodnia miechowicka tłumaczona była często jako zemsta za śmierć radzieckiego majora.
Nasuwają się jednak wątpliwości. Major zginął 27 stycznia, a Sowieci zbrodni dokonywali od momentu wkroczenia do Miechowic czyli od 25 stycznia. Inni twierdzą, że wprawdzie zginął ten oficer, jednak nie zastrzelił go żaden działacz HJ. Raczej za wątpliwe należy uznać twierdzenia, iż w wydarzeniu tym brali udział członkowie miejscowego Volkssturmu. Niewykluczone, że został zastrzelony przez swoich kompanów. Najgorszą opinią cieszyła się pani major, z której polecenia zabito wiele osób. Sowieci zastrzelili m.in. 10 osobową grupę mieszkańców, którzy udali się na rozmowy do władz sowieckich
z polskimi flagami. Wśród nich znajdowali się m. in. Pyka, Woiteczek i Wylenzek. Dramatycznym wydarzeniom towarzyszyły grabieże, dewastacje i podpalenia. Na budynku Szkoły Powszechnej III przy ulicy Stolarzowickiej 19 zachowały się ślady kul po ostrzale dokonanym przez żołnierzy sowieckich. Budynek szkolny został zdemolowany. Wybito w nim wszystkie szyby i zniszczono system ogrzewający budynek.
 Szkody były tak poważne, że szkoła przez prawie 2 lata nie nadawała się do użytku. Placówkę musiano przenieść tymczasowo do szkoły nr 1. W Miechowicach jest wiele miejsc, gdzie wielu bezbronnych mieszkańców straciło życie (śmierć była poprzedzona torturami). Najwięcej cywilów zamordowano:
-wzdłuż ulicy Stolarzowickiej, przy której zginęło około 60 osób, najwięcej przy posesjach sąsiadujących ze szkołą III (kilkanaście osób) oraz na końcu ulicy Stolarzowickiej, w pobliżu lasu,
- w rejonie dawnej leśniczówki,
- na terenie szybu: „Nimptsch”, gdzie licznych egzekucji dokonywano przez trzy dni,
- na ulicy Browarnianej ob. Hutniczej (większość z ofiar stanowili robotnicy przymusowi z pobliskiego obozu pracy),
- na Kubotha (dzisiaj Styczyńskiego), z domu przy tej ulicy uprowadzono ks. J. Frenzla, idącego z wiatykiem do jednej z ofiar „wyzwolenia”.
Nie był to koniec dramatu dla miejscowej społeczności. Część miechowiczan zapędzono do pobliskich Stolarzowic. Byli oni tam torturowani, by w końcu po strasznych męczarniach zostać zastrzeleni. Bardzo często towarzyszyło temu profanowanie zwłok. Wśród tej grupy znajdował się również ks. Johann Frenzel. Jego bursę, czyli torbę na komunikanty znaleziono po drugiej stronie ulicy Stolarzowickiej, niemal naprzeciw elewacji frontowej szkoły .
Ofiary zamordowane w Stolarzowicach zostały pochowane na miejscowym cmentarzu oraz na łące. Na cmentarzu w Miechowicach w zbiorowej mogile spoczęło 89 osób. Były też groby pojedyncze (według dokumentacji parafialnej było ich 110). Nie dane było im zaznać spokoju nawet po śmierci. W marcu 1969 roku doszło do ekshumacji ofiar zbiorowej mogiły w tylnej części cmentarza przy ul. Warszawskiej. Ich szczątki przeniesiono na Cmentarz Komunalny w Bytomiu. Oczywiście akcja ta została przeprowadzona w tajemnicy, a miejsce ich pochowania zostało nieoznakowane. Jesienią 2011 roku dzięki badaniom prowadzonym przez Instytut Pamięci Narodowej z Katowic na Cmentarzu Komunalnym pod nadzorem prokurator Ewy Koj pozwoliły odnaleźć fragmenty 100 ciał. Po przeprowadzonym śledztwie szczątki ciał zostały one uroczyście pochowane.
Do niedawna po dramacie z 1945 roku istniały inne namacalne ślady. Do lat. 80. na ścianie jednego z domów w starych Miechowicach widniały napisy pozostawione przez Sowietów. Inny znajdował się na budynku przy ulicy Frenzla. Niestety uległy zniszczeniu wraz z wyburzaniem dawnej zabudowy.
Zakończenie walk nie przyniosło rozładowania napiętej sytuacji. Niektórzy niemieccy komuniści starali się wykorzystać sytuację związaną z pobytem żołnierzy sowieckich. Byli to m. in. Staś, Augustyn Staszek, Kolanus starało się o uzyskanie dla siebie odpowiednich stanowisk.
 Przez pewien czas współpracowali z komendanturą sowiecką, a potem z nowymi władzami polskimi. Członkowie KPD nie kryli się ze swoją niechęcią wobec miejscowych Polaków i liczyli na wsparcie ze strony sowieckiej. Z początkiem 1945 roku uaktywnili się członkowie „Freie Deutschland” na kopalni „Miechowice”. Niewiadomo jednak czy zrobili później karierę w strukturach PPR, jak to miało miejsce w przypadku Bytomia. Jednocześnie od 1945 roku większa część lud miejscowej ludności była terroryzowana przez szpiclów i donosicieli. Autochtoni żyli w ciągłym strachu.
 Starano się twierdzić, iż większość osób była Niemcami i działała w organizacjach nazistowskich. Na drzwiach często pojawiały się różne malunki tworzone przez nieznanych sprawców (ewentualnie dewastowano mienie).
Bolesną sprawą dla miejscowej ludności wywózki do ZSRR. Niewątpliwie wpłynęły one na pogorszenie się sytuacji materialnej ludności. Większość rodzin była wielodzietna. Ciężar ich utrzymania spadał na kobiety. Skala deportacji na terenie Miechowic jest trudna do oszacowania. Przyjmuje się, że wywózki objęły łącznie około 1000 osób. W ich sprawie upominały się różne organizacje. Część z nich powróciła do 1946 roku. Większość z nich zaraz po powrocie do gminy zwracały się o wsparcie materialne. Zwykle przyznawano im jednorazową zapomogę. Otrzymali je m.in. Piotr Koszyk, Wazur, Ryszard Zorychta, Alojzy Miczka, Rudolf Kwiotek, Franciszek Przysambor, Emanuel Markucik, Józef Rajter, Fröhlich, Konrad Miemczyk. Nie chcąc narażać się na nieprzyjemności członkowie Komisji Społecznej uchwały je jako osoby, które powróciły z „internowania w ZSRR”. „Szczęśliwcy” wracali do domu nie z ZSRR ale z radzieckiej strefy okupacyjnej w Niemczech.
Wycofanie się Sowietów z Miechowic nie oznaczało końca represji wobec miejscowej ludności. Władze za wszelką cenę dokonywały starań o repolonizację gminy. Pojawiły się więc kursy repolonizacyjne, usuwano wszelkie ślady niemieckie z wszystkich sklepów, nagrobków itp. Wedle Powiatowego Oddziału Urzędu Informacji i Propagandy w Bytomiu z marca 1946 roku do najbardziej progermańskich miejscowości w powiecie bytomskim zaliczały się Karb i Miechowice (w mniejszym stopniu Bobrek, Stolarzowice, Mikulczyce z Rokitnicą).
W styczniu 1947 roku zarząd miejscowego Związku Samopomocy Chłopskiej zwrócił się do władz gminy z prośbą o interwencję w sprawie wywiezionych chłopów (wniosek pozostał zapewne bez echa, jednak starano się jednak na szczeblu samorządowym podnieść ten problem, nie ukrywano także kto i dlaczego ich wywiózł). Sytuacja finansowa rodzin powodowała, że matki zwracały się do Gminnej Rady Narodowej z prośbą o wsparcie finansowe lub też zaniechanie egzekucji (wyposażenia mieszkania) z powodu zaległych opłat. Powodem był brak ojca, który zginął w styczniu lub też znalazł się przymosowo w Rosji i dotychczas nie wrócił. W maju 1948 roku wdowa Rozalia Jergas po pracowniku gminnym Piotrze zmarłym na robotach przymusowych prosiła o rentę na swoje utrzymanie. Podobnie było w przypadku wniosku Gertrudy Szeligi (złożonej 19 lipca 1947 rok), której mąż jeszcze nie wrócił z Rosji. Niektóre pisma adresowane do władz gminnych były bardzo stonowane. Młoda wdowa po elektryku Piotrze-Anna Wikarek napisała, że mąż zginął w styczniu 1945 roku w końcowym etapie wojny. W obawie przed represjami że nie chciano wprost obarczać żołnierzy Armii Sowieckiej za tą zbrodnię (stąd lakoniczne wyjaśnienie „takie były koleje losu”). Chciano tylko uzyskać od władzy niewielką pomoc materialną (miała na utrzymaniu dwoje dzieci 2 i 4 lata, a żadnego lokatora, który wnosiłby opłatę za mieszkanie). Wnioski miały różny charakter i dotyczyły nie tylko osób wywiezionych do Związku Sowieckiego. Przykładem jest Franciszek Kucharczyk, który poprosił zarząd G.R.N. o wydanie zaświadczenia o zameldowaniu swojego syna na terenie Miechowic, gdyż został powołany do Wehrmachtu, potem dostał się do niewoli. W 1947 roku przebywał on jeszcze w niewoli brytyjskiej na terenie Niemiec. W ten sposób chciał zapewne uniknąć dokwaterowania dodatkowych osób do swojego mieszkania. Swoistego rodzaju traumę przeżył w 1946 roku mieszkaniec Karbia, który w 1946 roku. Po powrocie z wywózki z Rosji (stosunkowo szybkim ) doszło do konfliktu małżeńskiego spowodowanego długą nieobecnością współmałżonka w domu. Poszkodowany bezskutecznie starał się ratować małżeństwo (mimo sprawy rozwodowej). Zaszokowało go jednak, gdy wracając pewnego razu z pracy zastał żonę spółkującą z nieletnim. Niewątpliwie człowiek ten (katolik) musiał przeżyć szok tym bardziej, że przez kilka miesięcy chcąc nie chcąc musiał pracować przymusowo na Wschodzie. Dlatego prosił o zameldowanie u swojej krewnej zamieszkałej w Miechowicach.
Wiele spraw związanych z 1945 rokiem jest do dzisiaj niewyjaśnionych. Świadków tej tragedii żyje coraz mniej. Nadal część z nich boi się o tym mówić. Brakuje nam na ten temat wszelkich źródeł pisanych, co nie dziwi. Nie zachował się rękopis Nierobisza o okupacji sowieckiej, w którym niewątpliwie autor wspomniał o tych smutnych wydarzeniach. Sprawę zbrodni miechowickiej przez wiele lat starano się zatuszować. Niejako ironią było świętowanie w miechowickich szkołach i na terenie gminy 30. lecia utworzenia Armii Radzieckiej dnia 23.02.1948 roku, zwłaszcza uwypuklanie jej zasług przy wyzwalaniu narodów słowiańskich podczas II wojny światowej. Rok później prelegenci zwrócili uwagę, że naród polski ma być wdzięczny żołnierzom za wyzwolenie „…nas spod ucisku i przemocy gada hitlerowskiego”.

 

1234567891011

Główna